Jeśli zadajecie sobie pytanie, jak daleko może posunąć się urzędnicza pycha i jak w prymitywny sposób można nadużyć stanowiska - to służę przykładem.

Rzecz dzieje się w Stołecznym Królewskim Mieście Kraków, którego mam zaszczyt być obywatelem. Kocham Kraków i moja choleryczna ogrodnicza natura ;) burzy się, gdy ktoś ma w dupie (sorry) zasady dobrego wychowania, kulturę i szacunek do wiekowych tradycji mojego miasta. Otóż pod gmachem Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego, w miejscu tłumnie nawiedzanym przez turystów i spacerujących krakowian, dzień w dzień parkuje sobie bryka pewnego gościa, który najwidoczniej postanowił pokazać, kto tu rządzi.

I kto to robi? Gdyby na Planty wjechał furmanką z ziemniakami jakiś prostak nie znający się na znakach drogowych, to zostałby natychmiast skasowany przez zmasowane siły Policji i Straży Miejskiej. Można taką ciemnotę wybaczyć komuś, kto jest pierwszy raz w Krakowie i całe życie woził ziemniaki. Ale jeśli taki numer wykonuje ktoś, kto piastuje wysoki urząd na najstarszej polskiej uczelni? Bodaj mu toga wlazła między nogi na szczycie schodów. Ile trzeba tupetu, żeby potraktować krakowską Alma Mater jak swój prywatny folwark? Żeby zachować się jak cinkciarz parkujący nowego merca przed swoim kantorem?

Nawet dotkliwy brak miejsc parkingowych w centrum Krakowa nie tłumaczy takiego zachowania. W odległości rzutu rektorskim biretem, pod Filharmonią, jest parking strzeżony. Może za drogi na profesorską kieszeń? Można również zaparkować w sąsiedztwie Uniwersytetu, pal licho - wszak Uniwersytet i tak zrobił sobie prywatny, strzeżony przez uniwerysteckich cieciów, parking na przyległych ulicach. O nie! To dla naszego bohatera za proste - on musi postawić swoje auto na niebanalnym tle. On ma gdzieś, że turyści chcieliby obejrzeć, a może sfotografować zabytek. Niech fotografują razem z samochodem!

Tyle jest miejsc, gdzie można demonstracyjnie pokazać swoją władzę. Ale jakoś nie widziałem, żeby dyrekcja Wawelu parkowała swoje samochody na zamkowym dziedzińcu, przed wejściem do kościoła Mariackiego też nie stoi bryka proboszcza, wnętrze Barbakanu jakoś świeci pustkami, choć to dobre i bezpieczne miejsce na samochód. Jakoś nic takiego się nie dzieje - bo, jak sądzę, niekórzy mają jeszcze tę odrobinę godności, której zabrakło Jego Magnificencji. I mają świadomość, że krakowskie zabytki nie należą do nich.